Choć lokatorzy zdawali sobie sprawę, że dwór jest wystawiony na sprzedaż, czuli się bezpieczni. Oferta przez lata nie skusiła żadnego inwestora, więc nie spodziewali się rychłej zmiany tego stanu rzeczy. Jednak niedawno dowiedzieli się, iż do końca października będą musieli się wyprowadzić. Z zupełnie nieoczekiwanego powodu...
Wybudowana w pierwszej połowie XIX w. okazała siedziba rodziny Brandysów w Brodach kilkukrotnie zmieniała właścicieli. Ostatnim była spółka Brodvin, obecnie w upadłości likwidacyjnej. Choć syndyk masy upadłościowej od lat próbował sprzedać dwór, nie przeszkadzało mu to w jednoczesnym wynajmowaniu mieszkań, na które niegdyś podzielony został budynek. Jedna z par wprowadziła się do niego dopiero w kwietniu tego roku i liczyła na to, że pomieszka w tym miejscu przynajmniej parę lat. Tymczasem w połowie lipca (podobnie jak pozostałe rodziny) otrzymała wypowiedzenie umowy najmu z informacją, iż do 31 października musi zwolnić lokal. Dwa suche zdania i ani słowa wyjaśnienia, co jest przyczyną tej niespodziewanej decyzji. – Gdybyśmy wiedzieli, że za pół roku grozi nam wyprowadzka, nie robilibyśmy remontu. Najwięcej pieniędzy władowaliśmy w kuchnię, która była w tragicznym stanie. Zanim podpisaliśmy umowę, syndyk wyjaśnił nam, że wypowiedzenie możemy dostać tylko w sytuacji, gdybyśmy nie płacili czynszu albo wtedy, gdy znajdzie się kupiec na ten budynek. Ale nie zapowiadał, że może to nastąpić w ciągu kilku miesięcy – opowiada młoda kobieta.
ZEPSUTY PIEC
W Andrzejki ona i jej partner
zamierzali się pobrać, bo we dworze mają wystarczająco duży
salon, by urządzić niewielkie przyjęcie weselne. Teraz muszą
zapomnieć o tych planach, bo nie wiedzą, gdzie będą mieszkali w
listopadzie. Najbardziej martwią się o dzieci, które mocno
przeżyły ostatnią przeprowadzkę, a wkrótce czeka je następna.
Być może do zupełnie innej miejscowości, co będzie się wiązało
z trudną dla nich zmianą szkoły. – Co ciekawe, odkąd tu
zamieszkaliśmy, cały czas płacimy za ogrzewanie, choć piec
centralnego ogrzewania od początku jest nieczynny, bo zepsuł się w
marcu. Teraz administrator mówi, że nie da się go naprawić i
dlatego dostaliśmy wypowiedzenia – żali się kobieta.
Pokoje w popadającym w ruinę dworze
są wilgotne i zagrzybione, ale niski czynsz wynagradza lokatorom
pewne niedogodności. Małgorzata i Jarosław, którzy wprowadzili
się do budynku pięć lat temu, mają tylko 1500 zł dochodu
miesięcznie. Gdyby wynajęli mieszkanie po cenie rynkowej, na życie
zostałyby im grosze. A ponieważ 11 sierpnia urodziło się ich
pierwsze dziecko, muszą się liczyć ze wzrostem wydatków. Na
domiar złego swoje oszczędności władowali niedawno w remont
pomieszczeń, które muszą opuścić - wymienili przegniłą podłogę
w kuchni, muszlę klozetową, pomalowali ściany. – Chcieliśmy,
aby nasz synek miał w miarę dobre warunki. Tak bardzo cieszyłam
się ciążą, a teraz czuję paraliżujący lęk przed przyszłością
– mówi Małgorzata.
NAPRAWIĆ SIĘ NIE DA
Umowy najmu, które podpisały rodziny
mieszkające we dworze, zawarte zostały na czas nieokreślony. W
każdej jest zapis, że jedna ze stron może ją rozwiązać z
zachowaniem trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Ale Ustawa o
ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i zmianie
kodeksu cywilnego daje wynajmującemu bardzo niewiele możliwości,
by pozbyć się niechcianych lokatorów. Może rozwiązać z nimi
umowy najmu jedynie w sytuacji, gdy używają lokalu w sposób
niezgodny z przeznaczeniem, niszczą urządzenia przeznaczone do
wspólnego korzystania, drastycznie zakłócają porządek domowy,
pomimo pisemnym upomnieniom zalegają z zapłatą czynszu lub innych
opłat, podnajmują czy nieodpłatnie udostępniają innym osobom
mieszkanie albo jego część. Ponadto właściciel musi na piśmie
określić przyczynę wypowiedzenia, ponieważ w przeciwnym razie
będzie ono nieważne. W tym przypadku tego zabrakło.
Lesław Kolczyński, syndyk masy
upadłości spółki Brodvin zaznacza, że wypowiedzenia są zgodne z
treścią zawartych umów. Całkowitym milczeniem pomija cytowane
przez nas zapisy ustawy, a na pytanie o to, dlaczego w pismach, które
otrzymali lokatorzy nie określił przyczyn wypowiedzenia, odpowiada
wymijająco. - Mieszkańcy doskonale znają powód, ponieważ byli o
tym informowani. Awaria kotła centralnego ogrzewania uniemożliwia
dostarczanie ciepła do mieszkań w nadchodzącym sezonie grzewczym.
Jego naprawa praktycznie nie jest możliwa – twierdzi syndyk.
GMINA MOŻE POMOŻE
Końcem lipca Rada Miejska w Kalwarii
Zebrzydowskiej podjęła decyzję o nabyciu prawa wieczystego
użytkowania dworu wraz z otaczającym go terenem (o czym pisaliśmy
przed tygodniem). Choć nieruchomość nie trafi w ręce prywatnego
kontrahenta, sytuacja lokatorów pozostaje bez zmian. Wiceburmistrz
Halina Cimer podkreśla, że jeśli potrzebują pomocy, powinni w tej
sprawie zwrócić się do Urzędu Miasta, a dotychczas żaden z nich
tego nie zrobił. Nie ukrywa jednak, iż wniosek o przyznanie lokum
może skończyć się jedynie wpisaniem na długą listę
oczekujących, ponieważ gmina nie ma wolnych mieszkań komunalnych.
– Jeśli ci ludzie wyrażą na piśmie, jaki mają problem, pozwoli
nam to uruchomić właściwą procedurę. Na razie nie wiem, jaka
jest ich sytuacja finansowa i czy są zameldowani na terenie gminy.
Ale nikogo na bruku nie zostawimy. Jeśli tym osobom należy się
pomoc, a zdecydują się wynająć mieszkanie, mogą otrzymać
dodatek mieszkaniowy – zapewnia Halina Cimer.
Tekst: Edyta Łepkowska
W dworze mieszkają rodziny z dziećmi,
z których jedno urodził
się w sierpniu tego roku. Foto: Edyta
Łepkowska
Artykuł ukazał się w Małopolskiej Kronice Beskidzkiej – 28.08.2014, www.beskidzka24.pl – 2014-09-01
gmina nie ma wolnych mieszkań komunalnych ?!?!?! A mieszkania w ośrodku zdrowia w Leńczach ?! mieszkają tam Ukraincy pseudo piłkarze Kalwarianki, robiąc tam taki burdel i syf że mieszkający z nimi Liput ( również piłkarz Kalwarianki ) postanowił się wyprowadzić. a co najlepsze to czynsz płacą w wysokości 300 zł co jest śmieszne. Na takich warunkach o dzisiaj się tam mogę wprowadzać
OdpowiedzUsuń