Flirt z kalwaryjską polityką zaczyna się niewinnie – trochę mułu, trochę glonów, odrobina samorządowego „interesiku”. Szybko jednak okazuje się, że to bagno to prawdziwy ocean gnoju, w którym kolesiostwo, łamanie prawa i ukrywanie nieprawidłowości pływają jak złote rybki w luksusowym akwarium.
A te rybki – o ironio – władza zamiast wyławiać, tylko perfumuje i pudruje, jakby smród dało się zamienić w aromat róż i piżma.
W Kalwarii mieszkaniec liczy się tylko przed i w trakcie wyborów, żeby łykał obietnice jak pelikan cegłę.
Po wyborach? Staje się „oszołomem”, bo ślepo uwierzył w bajki, jest szarpanym po kieszeni, a w razie zagrożenia życia – pozbawionym opieki medycznej w kalwaryjskim ośrodku zdrowia w porze wieczorowo-nocnej.
Polityczna moralność?
Taka lokalna pani Dulska w wydaniu prowincjonalnym: toporna, bez dekoracji, ale z pełnym przekonaniem o własnej wyższości.
Ci, którzy powinni kontrolować stan gminy, traktują prawo i obowiązki jak gumkę w majtkach. Rozciągają ją, by przykryć brud, skracają, by coś pokazać, zawiązują supeł – wygląda profesjonalnie.
Ale uwaga – gumka zaczyna puszczać, istnieje poważne ryzyko, że majtki spadną i ujawnią głęboki, ciemny otwór, w którym rządzący lokują mieszkańców. Bo chociaż próbują udawać przejrzystość, praworządność i odpowiedzialność, to ich elastyczność w ukrywaniu miernoty i nieudolności zawstydziłaby najlepszych producentów bielizny.
„Zgoda buduje”? Tylko na banerach… jak wrzeszczy miejscowy notabl, który konflikty wywołuje, a „szabelką macha”, żeby ukryć prawdziwe oblicze?
W praktyce króluje degrengolada, agresja i marsz w stronę lokalnej tyranii.
Każdy, kto patrzy prawdzie w oczy, słyszy: „burzy spokój”. Spokój w Kalwarii?
To gdy sternik płynie prosto w ścianę, grając fanfary na cześć własnych rogów i kopyt (i od czasu do czasu ukłonem podkreśla absurd sytuacji).
Poprzedni włodarz nie był święty, ale przynajmniej zakładał białe rękawiczki, zanim sięgnął po brudną robotę.
Obecny?
Czy nie macie wrażenia, że wystawia rogi, kopyta i ogon, a lokalna klika z rady bije brawo, jakby czekała, aż i im wyrosną diabelskie dodatki – gotowi, by politykę robić „po swojemu”, po rogato, z teatralnym aplauzem i lekkim smrodem perfumowanej nieudolności?
Gdzieś obok stoi Żuczek. Wsiowy (mam wrażenie, że tak go traktują), który próbuje zachować pozory przestrzegania prawa, jakby gnój w oceanie go uwierał.
Walczy jak Don Kichot, ale stare wiatraki – a raczej pierniki pamiętające komunę – przyspawały tyłki do krzeseł i każdy powiew świeżości traktują jak zagrożenie dla siebie.
I tu zaczyna się cały dramat.
Bo w Kalwarii nikt nie boi się smrodu – całe to bagno to ich naturalne środowisko.
Boją się tylko jednej rzeczy: że ktoś przestanie bać się prawdy.
A wtedy gumka w majtkach nie wytrzyma – majtki spadną, a mieszkańcy ujrzą, jak groteskowo głęboko byli ukryci w tym politycznym teatrze, który od lat perfumuje się, pudruje i poddaje fanfarom.
UWAGA
Drodzy Mieszkańcy, pozostaje zadać pytanie, które wręcz piszczy z ironią: dlaczego milczycie?
Dlaczego przyzwalacie, by bagno rosło, by brud i miernota wpełzały w każdy zakamarek życia? Czy jest to strach, przyzwyczajenie, a może wygoda? Może czas zdjąć okulary tolerancji, wziąć oddech i spojrzeć prawdzie w oczy, zanim gumka w końcu puści i każdy ujrzy, jak głęboko zatopieni byliście w tym politycznym cyrku.
Kojarzy mi się to wszystko z takim qrwi dołkiem gdzie panna lekkich obyczajów zasługuje na miano miss elegancji.
OdpowiedzUsuńBrawo. Racjonalne podsumowanie.
OdpowiedzUsuń