środa, 17 grudnia 2025

SESJA BUDŻETOWA na 2026 r

WARTO CIERPLIWIE ZAPOZNAĆ SIĘ Z PONIŻSZĄ INFORMACJĄ.

JEST TO SKRÓT NAJWAŻNIEJSZYCH TEMATÓW DZISIEJSZEJ SESJI.


SAMI OCEŃCIE

mocne zadłużenie, a inwestycji nie widać.

 

Kredyty Tadzika i długi Tadzika „jeszcze” burmistrza.


  2024 r. Kredyt około 12 mln zł.,      zadłużenie gminy prawie 25 mln zł

  2025 r. Kredyt ponad 8 mln zł,        zadłużenie gminy prawie 34 mln zł

  2026 r. Kredyt prawie 9 mln zł        zadłużenie gminy prawie 37 mln zł


Niecałe dwa lata i zadłużenie gminy przez Tadzika to prawie 30 mln złotych gdzie te pieniądze wydano?


Dzisiejsza sesja Rady Miejskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej nie zawiodła moich oczekiwań.

Choć może jednak trochę – spodziewane było polityczne mordobicie, a skończyło się na pyskówce, szantażu wobec radnych ze strony burmistrza oraz kolejnej próbie „zalegalizowania” łamania prawa. Co w tej gminie przestaje już kogokolwiek dziwić.


Do rzeczy.

Budżet – jak słusznie wykazał radny Zadora – wcale nie jest tak piękny i powabny, jak próbuje go malować burmistrz. Mamy drastyczny spadek inwestycji, rozgrzebane zadania i brak zakończeń. Pieniędzy podobno nie ma. A może są, tylko lokowane tam, gdzie absolutnie nie powinny?


Wizjonerstwo włodarza przypomina PRL-owski kalejdoskop – tekturową tubę z kolorowymi szkiełkami. Wystarczy ją obrócić, a wizja zmienia się całkowicie. Dokładnie tak samo zmienia się „strategia” zarządzania gminą – w zależności od tego, na którym boku burmistrz akurat spał. Nic się nie klei. Nic nie ma ciągłości.


Komunikacyjnie dobrze robi się gminom ościennym, tylko że koszty ich transportu pokrywają podatnicy z Kalwarii.

Kto nas o to zapytał?

Kto wyraził na to zgodę?

Czyje plecy robią dziś za podnóżek do finansowania wygody mieszkańców innych gmin?


Na oświatę pieniędzy nie ma, bo – jak zwykle – „nie ma”. Bo wizje są już inne.

Radny Zadora w kilka minut znalazł realne źródło finansowania, proponując przesunięcie środków z rozdmuchanych kosztów administracyjnych na cele oświatowe.

I wtedy zaczęła się obrona jak u lwów.

Bo jak to – ograniczyć administrację?

Obciąć pensje?

Przecież według burmistrza urzędnicy to herosi z krwi i kości – niemal przewyższający heroicznością strażaków, którzy faktycznie ratują zdrowie i życie.

W rzeczywistości mamy do czynienia z heroizmem pasożytnictwa.


Nie po to burmistrz rozbudowuje administrację i kupuje na kredyt kolejne budynki dla urzędników, żeby ich było mniej.

Po to, żeby było ich więcej.

Żeby zbudować armię do ciemiężenia podatnika.


Plan zagospodarowania przestrzennego – projekt wyrzucony w kosmos, a winą obarczono firmę wykonawczą.

Tyle że ogromna część odpowiedzialności leży po stronie obecnej władzy.

Jednocześnie okazuje się, że jeśli inny wykonawca „żyje w dobrych układach” z urzędem, to może:

– nie dotrzymywać harmonogramu,

– nie realizować umowy,

– dostać dziewięć aneksów wydłużających termin,

– i właśnie wnioskować o dziesiąty,

bez kar umownych, bez odszkodowań.

To się nazywa mieć plecy.


Kredyty? Koszty ich obsługi?

To – według burmistrza – wina poprzednika.

Tylko pytanie brzmi:

czy Stolmet kupiłeś za swoje?

Czy ze swoich pieniędzy będziesz spłacał kredyty, które dziś zaciągasz na własne mrzonki?

Nie.

Zrobisz to kosztem mieszkańców – wyciskając nas jak cytrynę do ostatniej kropli.


I tu wchodzimy w czysty, cyniczny szantaż wobec radnych.

Gdy poruszony zostaje temat odmowy wycinki drzew realnie zagrażających ludziom – rzekomo z braku pieniędzy – burmistrz zaczyna „uważnie się przyglądać”, kto jak głosuje, sugerując konsekwencje.

Takie wypowiedzi padły co najmniej dwukrotnie.


A przewodniczący rady?

Siedzi biernie, jak wydmuszka, dopóki inny radny nie musi go publicznie przywołać do porządku, przypominając mu, że ma obowiązek reagować.

Po co nam przewodniczący, który nie przewodniczy?

Trudno powiedzieć – ani reprezentatywne, ani kompetentne.

Burmistrzowi daje fory pozwalając na to by radnym ubliżał ich poniżał, a radnych dyscyplinuje głoś odbierają. Taka to hipokryzja pana przewodniczącego, bo prywatnie mocno krytykuje władcę?


Prawo? Konstytucja?

Dla tej rady to przedmioty użytkowe – do wytarcia butów.

Łamane wielokrotnie.


Padło dziś znamienne stwierdzenie (sens wypowiedzi radnego Wilka):

po co ruszać i nagłaśniać łamanie prawa, skoro „robota się robi”.

Tylko pytanie brzmi:

czyja robota,

czyim kosztem,

i kto będzie oddawał dotacje, gdy sprawa się wywróci?

A co, jeśli społeczność wystąpi z regresem?


Bo jedno jest pewne – za wasze warcholstwo zapłaczą mieszkańcy, nie wy.


Deklaracje, że ktoś „poniesie konsekwencje prywatnie”, można włożyć między bajki.

Nie zawaliła osoba prywatna – zawalił przedstawiciel gminy, który nie dopełnił obowiązków.

A dziś wybrzmiało jasno, że bronicie działań, które mogą nosić znamiona przestępstwa, zanim organy nadzorcze w ogóle zakończą postępowania.


Tak samo wygląda sprawa cenzury na gminnym fanpage’u.

Radni, to jest ograniczanie wolności słowa i wypowiedzi.

Burmistrz zasłania się zarządzeniem poprzednika, przyznając jednocześnie, że wie, iż jest to bezprawne – i mimo to z tego korzysta.

Bo mu wygodnie.

Bo żadna krytyka nie może paść na tę łysiejącą głowę.


A że Święta tuż-tuż, życzę Wam, Radni:


– odwagi cywilnej zamiast strachu przed burmistrzem,

– szacunku do prawa zamiast jego relatywizowania,

– pamięci, że nie jesteście prywatnym zapleczem władzy, lecz reprezentantami mieszkańców,

– i refleksji, czy na pewno chcecie ponosić polityczną i prawną odpowiedzialność za cudze decyzje.


Bo mieszkańcy pamiętają.

I prędzej czy później rozliczają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz